wtorek, 23 lutego 2016

Święty Polikarp. Biskup Harnaś


Wiemy, że jako biskup wschodni, udał się do Rzymu, by wspólnie z ówczesnym papieżem podjąć wysiłki o to, by w całym Kościele wspólnie obchodzono Wielkanoc. Mimo, że mu się to nie udało, to źródła podają, że rozstali się w wielkim wzajemnym szacunku i postawie braterskiej miłości. Kiedy umierał wszystkich ogarniał podziw, a nawet strach. Oto starzec stoi na stosie wśród płomieni i... w najlepsze śpiewa hymny na cześć Boga. Oprawcy sami byli zmieszani – chcieli jak najszybciej skończyć to widowisko, bo nie tyle ośmieszało nagiego i bezbronnego starca, co ich samych

Nie od razu jednak Polikarp stał się świętym mężem, który gotów był oddać życie za Chrystusa. Istnieje legenda, która opowiada o młodości tego wielkiego orędownika jedności. Jego historia zaczyna się w I wieku, kiedy to do nowo założonej diecezji w Smyrnie przybył z wygnania Umiłowany Uczeń Jezusa – Święty Jan Apostoł. Tam podczas wygłaszania jednego z kazań zauważył pewnego młodzieńca. Po skończonej homilii poprosił biskupa, żeby zajął się chłopakiem, zadbał o jego potrzeby i nauczał go, gdyż widzi w nim ogromny potencjał. Następnie św. Jan, kontynuując swoją misję odwiedzania kościołów, wyruszył do Efezu.

Biskup podjął się zadania, które polecił mu Święty Apostoł i zajął się młodym Polikarpem. Bardzo często zapraszał go do swojego domu, by nakarmić oraz nauczać wiary. W końcu uznawszy, że chłopak jest gotowy, ochrzcił go, co uznał za koniec swojej misji, pozostawiając Polikarpa samemu sobie.

Niestety dla naszego późniejszego świętego ta decyzja okazała się być najgorszą z możliwych. Kiedy już nie miał czego szukać w domu biskupa, towarzystwo znalazł wśród ludzi z nieciekawą reputacją. Grupa miała na niego tak wielki wpływ, że nie tylko porzucił wszystko, czego nauczył się przed chrztem, a wręcz stał się z nich wszystkich najgorszym, a w końcu przywódcą. Polikarp ze swoją ekipą siali strach w całej okolicy. Kradli, gwałcili, a nawet posuwali się do zabójstw! Kiedy Jan znów odwiedził Smyrnę i zapytał biskupa o młodzieńca pozostawionego pod jego opieką, ten odparł: „Dla Boga umarł i dla nas, bo został hersztem bandytów, najdzikszym, najkrwawszym i najokrutniejszym.” Święty Jan bardzo się przejął tą sprawą. Po chwili rzewnego płaczu, wstał, poprosił o konia i czym prędzej pognał w stronę gór, gdzie według pogłosek mieli obozować bandyci. Kiedy tylko znalazł się w lesie, zbójcy natychmiast, sądząc, że to kolejna okazja, żeby powiększyć swój skarbiec, otoczyli go i zawlekli przed oblicze swojego przywódcy. Polikarp od razu poznał Jana i tak się go przestraszył, że zaczął przed nim uciekać. Członkowie bandy zdębieli – oto ich nieustraszony i okrutny szef ucieka przed bezbronnym staruszkiem, który goniąc go krzyczy: „Dlaczego uciekasz, synu, przede mną, przed ojcem twoim, przed bezbronny starcem? Ulituj się nade mną, synu. Stań, zaufaj! Chrystus mnie posłał”.

Na te słowa Polikarp stanął jak wryty, spuścił oczy ku ziemi i ze wstydem podszedł do goniącego go Jana, po czym zaczął głośno płakać. Święty Jan nie powiedział już ani słowa, tylko po prostu przytulił skruszonego zbójnika, a ten na nowo wybuchnął jeszcze większym szlochem (ten płacz niektórzy nazywają drugim chrztem lub odnowieniem chrztu św. Polikarpa). Mimo ogromnej miłości, jaką otrzymał od Umiłowanego Ucznia Jezusa, z całych sił starał się ukryć prawą dłoń. Jan od razu to zauważył. Delikatnie ujął go za nią i podniósł, a ujrzawszy, że jest na niej krew, najprawdopodobniej kogoś, kogo Polikarp przed chwilą pobił lub nawet zabił, przyklęknął w błocie, w którym stali i ją ucałował. Miłość, jaką otrzymał, zmieniła największego zbója w okolicy na świętego. Przez jakiś czas był uczniem Świętego Jana, by po śmierci biskupa, który go ochrzcił, stać się jego następcą.

Cechowało go przede wszystkim wielkie miłosierdzie do wiernych jego diecezji. Kiedy tylko usłyszał, że ktoś z jego podopiecznych schodził z drogi wiary, sam fatygował się, by okazań mu miłosierdzie, a w ten sposób na nowo przyciągnąć do wiary w Chrystusa.

Polikarp zginął w prześladowaniach za cesarza Marka Aureliusza. Chciał zginąć za ludzi, za których był odpowiedzialny, jednak wierni mieszkańcy Smyrny wymusili na nim, żeby się ukrywał. Kaci wiedząc, że to właśnie ich biskup sprawia, że są tak odważni i że nikt, poza jednym młodzieńcem, nie zaparł się wiary, nawet w obliczu śmierci, postawili sobie za punkt honoru odnalezienie i pozbycie się Polikarpa. Byli tak zdesperowani, że zaczęli torturować małe dzieci, by wydobyć od ich rodziców informację o miejscu pobytu biskupa. Kiedy udali się do pobliskiej wioski, w której miał się ukrywać Polikarp, ten stał w drzwiach i zapraszał swoich przyszłych oprawców na poczęstunek przed podróżą. W trakcie kiedy oni jedli, biskup Smyrny modlił się, aby Bóg dał mu siłę, by nie zaparł się wiary. Tak też się stało. Kilka razy kaci próbowali wpłynąć na niego, żeby oszczędził sobie mąk i złożył ofiarę bogom pogańskim, a złorzeczył imieniu Jezusa. Święty Biskup zawsze odmawiał: „Służę mu już 86 lat, a nic mi złego nie uczynił, owszem dobrodziejstwami obsypywał, a ty chcesz, abym lżył i znieważał tego Pana i Boga mojego?” Takimi odpowiedziami tylko ich rozwścieczał, aż w końcu skazali go na śmierć przez spalenie.

Kiedy podpalono już stos, na którym stał Polikarp, płomienie nie mogły go dotknąć. Natomiast on stał i jakby nigdy nic śpiewał jak tylko umiał najgłośniej hymny na cześć Trójcy Świętej. Zmieszani i ośmieszeni przed tłumem gapiów kaci, nie wiedząc co mają robić, przebili Polikarpa mieczem. Natychmiast z rany w piersi, jaką mu zadali, trysnęła krew, która zupełnie zagasiła ogień, na jego stosie.

Czego nas może nauczyć Święty Polikarp? Ogromnego miłosierdzia, szczególnie do tych, którzy nas zawiedli lub chcą dla nas zła. On w swoim życiu doświadczył dwóch postaw okazania miłości, tej którą otrzymał od biskupa, wymuszoną i interesowną, która skończyła się, gdy biskup uznał, że wypełnił zadanie oraz tej jaką obdarzył go św. Jan, która szukała go nawet wtedy, gdy stał się jednym z najgorszych ludzi na ziemi. Polikarp wiedział, że tylko taka, bezinteresowna miłość jest tym, czym da się zwyciężyć we wszystkich okolicznościach. Pewnie myślał o tym, kiedy stał, stary i bezbronny przed swoimi oprawcami i widział, jak mieszają się, nie mogąc mu nic zrobić, przypominając sobie jak kiedyś on sam uciekał przed innym staruszkiem i jak bardzo zmieniło to jego życie.

Dziś, 23 lutego, przypada jego liturgiczne wspomnienie. Warto zastanowić się nad tym, czym jest miłosierdzie ofiarowywane przez nas innym ludziom, nawet tym, którzy, z ludzkiego punktu widzenia, na to nie zasługują. Jak zatem w dzisiejszym świecie żyć miłosierdziem do bliźniego, nawet tego, który w jakimś stopniu skrzywdził nas samych? Zapraszamy do komentarzy.










Tekst pochodzi z lutowego Miesięcznika Parafialnego "Jordan", czasopisma parafii św. Jana Chrzciciela w Zabrzu-Biskupicach


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz